niedziela, 22 grudnia 2013

Ordinary World

Warsaw, Varsovie. Sounds strange for me like a waiting room . I do not feel really attached to the city nevertheless it is my place.
Somehow- diaphanous.
Giving deeper thought .  Warsaw can be 'a landing place'. Both the place I can always come back to and  I am leaving without regrets.

I am trying to make myself comfortable here. However, not having time to make it special is crusial.
Foreigners who asked me about Warsaw got only answer.

Warsaw is Syncretic.

Indeed, you can find here whatever you want in this city.
Moreover, you can try to find it in many various places.
Ochota, Muranów, Mokotów, Śródmieście, Praga, Ursus, Marki, Targówek...
I am starting now. Cause I need to make an effort.

My life here is full with my ideas and thoughts rushing through Warsaw streets.
Even if after 5 years I don't feel as anonymous as I did before.

This city can make you dead tired but it also can make you stronger.
Warsaw will never be my home but maybe this is the point. I need to be ready to grab my bag and move whenever needed.

I will never find 'Szimpla', 'Morrison's' or Stefania Resteurant here but I can try to find a part of me somewhere around.
Digging deeper!

Ordinary Day



The man on the pedestrian crossing.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

A Monday smile

Na nowo odkrywam Warszawskie ścieżki. Przypomina się stara legenda o Warsie i Sawie. Wiele miejsc, które stają się coraz bliższe. Jakiś nowy etap w życiu, nowe czekanie, podejmowanie decyzji.

Nie umiem pisać, a bardzo chciałabym się nauczyć.

Przeczytałam poprzednią notkę, o wszystkich tych miejscach, które były mi tak bliskie i o ludziach, których już w tym miejscu nie ma. Są nowi ciekawi i kolorowi. Są piękne książki z tramwajem numer 15 w tle i narzekania. Tak tacy właśnie jesteśmy narzekamy. Dużo pracy, dużo stresów i myśl, że może kiedyś ktoś, coś...

Słucham Beirutu, tak robiłam to kiedyś czekając na przystanku Blaha Luiza ter. "A monday smile" na mojej twarzy śmiech z nutą przekory.




czwartek, 18 kwietnia 2013

Dzień około 192....

Przyszedł czas kiedy trzeba się po troszę rozliczyć z programem jakim jest Erasmus. Dla wielu jest to dopiero drugi miesiąc wspaniałych przygód i tego kolorowego świata. Niemniej jednak, decydując się przyjechać tutaj na rok udało mi się przeżyć dwie niesamowite przygody i tym samym jestem tutaj już prawie 8 miesięcy.

Jeśli chodzi o Program Erasmus z pewnością ma on wiele zalet, jedną z największych jest nauka aklimatyzacji w nowym miejscu i środowisku. Jest jednak coś co w programie uderza mnie bardziej. Być może podowem moich rozważań jest fakt, że miałam szanse przebywać i obserwować wszystko przez aż dwa semestry.

Pierwszy, w którym sama poznawałam meandry erasmusowego życia. Nieprzetartę szlaki Budapesztu, zakochiwałam się w pogodzie, kwiatach, słońcu, liniach metra, autobusach co pięć minut. Znajdowałam swoje ulubione miejsca: wiecznie zatłoczony LEVES z przepysznymi zupami, Charlotte i white chocolate muss, California Coffee Company na Kalvin ter, Stefania Resteurant w której wino tańsze jest od wody. Zachwycało mnie piwa na Margid Island, spacery przez most, wspinanie się na wzgórza Budy. Znalazłam nowych przyjaciół wspaniałą Hannah, Little Anię (tak ja to ta dużą), Joannę, Loica, Caroline i Ann-Christine. Kiedy ostatecznie pierwszy semestr dobiegł końca. Miałam wątpliwości tęskniłam za Warszawą, a jednak o powrocie nie było mowy.

I wtedy przyszedł czas kiedy większość z tych, którzy stanowili cząstkę mojego życia wyjechało, przyjechali nowi, inni, kolorowi i cały świat wokół jakby troszkę się zmienił, cały Budapest nabrał innych barw, innych smaków i zapachów. I jeśli ktoś by mnie zapytał, który semestr jest lepszy? Nie umiałabym dać jednoznacznej odpowiedzi,  odpowiedziałabym, że każdy z tych semestrów był po prostu INNY... Dziś wiem, że pomimo dwóch miesięcy, które przede mną, jedną nogą jestem już w Warszawie, a zarazem tęsknie za Budapestem, za Budapestem, który już za 3 miesiące zniknie z powierzchni ziemi, przynajmniej w takim kształcie, w jakim go poznałam, bo miasto to ludzie.

Przeraża mnie „sztuczność”, a zarazem „pełnia” tego dziwnego tworu, w którym grupa ludzi przyjeżdża do jednego miejsca, spędzić cześć swego życia, a później jak bańka mydlana wszystko znika w ciągu jednej sekundy. Z pewnością sentyment jeszcze nie raz przywiedzie mnie do Budapestu, lecz pomimo ulic, które wciąż tu będą, Parlamentu, Dunaju, Lasku Miejskiego, nic nie będzie takie same, bo miasto w którym spędziłam rok swojego życia, będzie jakby wyludnione. Tylko kilka ciepłych serdecznych duszyczek jak Hajni czy Tundi z którymi z przyjemnością spotkam się przy herbacie.

Rozglądam się więc chodząc ulicami Budapestu i myślę o tym czasie, kiedy nas już nie będzie, kiedy przyjadą nowi pewnie bardziej kolorowi, ciekawi inni i tylko w głowie lata gdzieś myśl, dlaczego właśnie my, właśnie tu, w tym samym czasie, bo cytując „klasyka” podobno nie ma przypadków...

Widok z przystanku autobusowego.

Jedna z najbardziej popularnych cukierni Sugar, w którym kelnerzy wyglądają jak postaci z Fabryki Czekolady.

Mój pierwszy medal, który dostałam po zdobyciu go przed Carole! Dziękuje Kochana! Naprawdę wzruszające spełnienie marzenia z dzieciństwa!

A tu moje oba Złotka:)


Jeśli chodzi o różnice pomiędzy semestrami to nawet, droga na Uniwersytet została zmieniłam na krótszą. Ferenciek tere zdradziłam dla przystanku Astoria i tak o to przedstawia się moja nowa ścieżka..

Ogród, przez który przebiegam w drodze na Uniwerek.

Erasmus to poza oczywistymi zaletami dużo, dużo, dużo czasu na czytanie :D:D:D

A tu moja całkiem nowiutka karta biblioteczna w Instytucie Polskim :)

środa, 7 listopada 2012

Dzień 61 minus 9

Narobiło mi się trochę zaległości.. Były Węgierskie Tańce, degustacja pysznych gołąbków zrobionych przez Joanna B., wycieczka do Budy, Węgierskie święto narodowe, wizyta w Polsce.... Przydałoby się to drobnymi kroczkami nadrobić...

Gotowi?
Start...

23 października Węgierskie Święto Narodowe w rocznice wydarzeń z 1956 roku.

Oficjalne uroczystości były znacznie, krótsze niż ich odpowiednik z 11 listopada, może to i dobrze choć w autopsji wiem , że nawet Węgrzy nie zaczerpnęli z przemówień więcej niż ja..


To zdjęcie z dedykacją dla Asi stary PEUGOT... Asiu nie martw się dowiedziałam się, że też nie umiem tego poprawnie wymówić. 

W tle mój akademik, tą drogą przechadzam się kilka razy dziennie na autobus linii 5, 7 lub 173...

Zamków Ci w Budapeszcie pod dostatkiem. Tutaj niedaleko zamku w Lasku  Miejskim, który zajmuję się przy moim akademiku.

Jemy z Anią W. langosza z śmietaną i źółtym serem.. Pycha!

To zdjęcie się przez przypadek zawieruszyło, ale skoro już zostało dodane, to może ktoś zgadnie? W którym Dystrykcie zostało zrobione?


Hannah degustuje zrobione przez Joannę B. gołąbki:)

wtorek, 23 października 2012

Dzień 48

VISEGRAD


W sobotę za uprzejmością Ani W. udaliśmy się na wycieczkę do Visegradu miasteczka znanego w Polsce jako Wyszegrad, czyli miejsca podpisania tak zwanego porozumienia w sprawie Trójkąta Wyszehradzkiego ( naprawdę nie wiem czemu nazwę późniejszej Grupy Wyszehradzkiej, piszę się przez "h"). Dotarcie do Visegradu zajmuję godzinę, bilet ulgowy jedyne 560 forintów. Zamek na wzgórzu, ma dosyć długą historie, którą tak jak ja możecie przeczytać w internecie. Jedno pewne nasz Kazimierz Wielki gościł tam i to najprawdopodobniej nie raz. Miejsce dosyć słynne, z pewnością było tematem opowieści średniowiecznych podróżników. W każdym razie mam nadzieję, że zdjęcia pomogą wyobrazić wams obie jak piękne jest to miejsce. 
PS. Zastrzegam, że kilka zdjęć ukradłam, ale mam nadzieję, że miałam na to milczącą zgodę:)

Tak się zaczęła nasza przygoda z Wyszegradem, a na zdjęciu Anna W. sprawczyni całego zajścia

Hannah z wielkim zapałem wychodzi z pociągu...


Tu Hannah czeka na transport na drugą stronę rzeki. 
Przystań

Joanna B. - dzięki niej wiem że gołąbki w Polsce A smakują tak jak w Polsce B:)

Tak udało nam się dostać na drugą stronę rzeki

Jakby ktoś miał wątpliwości gdzie byliśmy, Visegrad.

A to moje ulubione zdjęcie. Nasza załoga niestety bez Joanny B. autorki zdjęcia od lewej: Loic, Anna W. Hannah G, Moja skromna osoba, Rita. Dziękuje wam co dzień zaskakujecie mnie jeszcze bardziej!

Jedno z nielicznych jakie mam...

Podobno na sprzedaż... Kupuję!

Dunaj







Są takie zdjęcia, których komentować nie trzeba wystarczy na nie spojrzeć i się wie, że się oddycha żyje , pragnie, czuje, przeżywa.. 


Kto się rozpozna na tym zdjęciu dostaje prezent:)

Odpoczywamy

A tak Węgrzy widza naszego Kaziemierza Wielkiego. Ja się na to nie godzę  i nie zgadzam!
















Za chwile odpływamy






piątek, 19 października 2012

Dzień 43

Co prawda moja polska koleżanka już dawno pożegnała lato w Budapeszcie i wydawać by się mogło, że już "nic ciepłego" się nie przydarzy, a jednak.. Czym jest wyrażenie Polska Złota Jesień przy Węgierskiej Letniej Jesieni... Przed wczoraj czekając na zajęcia zrobiłam zdjęcie nieba, (niestety telefonem) i aż się nadziwić nie mogę kiedy na nie patrze, że niebo o tej porze może być takie niebieskie.

Trochę narobiłam zaległości, więc bardzo możliwe, że zawita tutaj już niedługo zdjęć trochę starszych.. Trochę z jutrzejszej wycieczki i z kilku ciekawych miejsc, które można zobaczyć w Budapeszcie.

A teraz zdjęcia, żeby nikt nie miał wątpliwości zrobione wczoraj, a muszę powiedzieć, że dziś jest jeszcze cieplej.

Deptak wzdłuż Dunaju, ciekawe miejsce na spacery, pełne atrakcji i pięknych budynków

Kościółek przy białym moście. W pobliżu pomnika Petofiego.

Przy podobnym zdjęciu przyszło nam za sprawą Joanny B., żegnać lato z tego właśnie powodu chciałabym je serdecznie na powrót, w tym samym miejscu przywitać

Udało mi się też przyłapać trójkę uciekinierów, może wagarowiczów, który na tak zwanym "nielegalu" urządzili sobie tor przeszkód.

A tutaj TURUL mityczny ptak symbol Węgrów, jeden z najokazalszych w Budapeszcie. Wszystko to wiem dzięki moim miłym przyjaciołom z FOR. Dziękuję wam za "Gulasz z Turula", bardzo smaczny.

Widok na lwi most prosto z zamkowych wzgórz

Niby nic ciekawego, ale jednak jakoś mnie urzekł ten widok na pospolity Peszt z  Zamkowego wzgórza Budy... 

Jako, że słyszałam ostatnio różne plotki:P Jak ślub to tylko tutaj?! Czyż nie jest piękny?

Wieczorne spojrzenie na Budapesztański Parlament, który w całej okazałości można oglądać chyba tylko z Budy